14.11.2010 17:38
Niedzielna wycieczka
Rano obudziła mnie mama, która wróciła z ojcem z kościoła. Była godzina 9:50. Nie chciało mi się wstawać. Oczy mi się kleiły. W końcu wstałem. Podnoszę roletę, a tu w oczy wpadają mi piękne i ciepłe promienie słońca. Natychmiast pojawił się uśmiech. Już wiedziałem co będę robić przez najbliższe kilka godzin. Poszedłem odwiedzić toaletę. Umyłem ząbki, nałożyłem żel na włosy. Wróciłem do pokoju gdzie się ubrałem. Jak zwykle czarne bojówki, czarna bluzka, na to zbroja i skórzana kurtka. Dokumenty do plecaka i kilka pierdołów. Hmm chyba wszystko mam. Schodzę do kuchni gdzie siedzieli rodzice i pili kawę.
-Wyjeżdżam, nie wiem kiedy wrócę.
-Gdzie jedziesz?
-Tu i tam, mała wycieczka.
-Ostrożnie (jak zwykle, nadopiekuńczość)
Buty na nogi, rękawiczki na ręce i heja do dziadka po sende (jest u niego w garażu ze względu że u mnie nie ma już miejsca :P )
-Cześć, biorę motor bo jest ciepło i chce pośmigać.
-Ok, nie wariuj
-Spoko ;D
Otwieram bramę od garażu, o tak, stoi czarno biała "bestia". Odpalam, w uszach słychać dźwięki dwusuwa. LS2 na głowę i w drogę. Mała rundka po miejscowości do ronda i w drogę. Z budzika nie schodziło 60-70km/h. Byłem niesamowicie szczęśliwy z jazdy. 17 stopni, wiec idealna temperatura, nie za ciepło nie za zimno, motor dobrze szedł :). Dojechałem do Boszkowa. A co to? Samochody stoją. Wypadek? Nie, po tych deszczach pobliskie łąki zalały drogę. Hmm... Co teraz? Samochody stają w tej wodze. Ech, ruszyłem. Jedynka, dwójka... Fuckkk... Cały mokry, wody było do silnika. Przejechałem. Buty mokre, skarpetki i spodnie. Jadę dalej :) Przejeżdżając przez Starkowo spotkałem dwóch znajomych, dizla i józka. Zdecydowaliśmy że idziemy odwiedzić innego znajomego. Ok, ja pojadę a wy pójdziecie? Nie no, poprowadzę go. Idzie jakiś pijaczek:
-Co się stało z motorem?
-Popchać se chciałem...
hehe
Jesteśmy już u Witkiewa. Chwilę pogadaliśmy. Postanowiliśmy się przejechać. Odpaliłem sende, on swojego skutera pochodzącego z dalekiego wschodu x) Lecimy na stacje po paliwo do Przemętu.
Gdzie jedziemy?
Może na żwirownię w Błotnicy?
Ok, tylko gdzie ona jest? ;D
Jedź do Huberta, on bedzie wiedział xd
Jak zwykle, gadu gadu chwilę. Jak już dowiedzieliśmy się gdzie owa żwirownia jest ruszyliśmy. Droga nie była najlepszej jakości. Witkiew jechał z przodu. Dookoła nas były piękne jesienne drzewa. Złote liście. Słońce, pola. Byłem w raju :) Do czasu aż zagapiłem się i wjechałem w strasznie śliskie błoto. Nie umyślnie przygazowałem no i koło zamieliło. Nie byłem w stanie nic już zrobić ponieważ nie mam opon na teren. Gleba na prawą strone. Witkiew pojechał dalej, nie widział mnie. Motor tak spadł że przygniótł mi nogę (kolano) nie mogłem jej wyjąć a tym bardziej podnieść motoru. Zdjąłem kask. Mój ratownik zaraz się wrócił. Podniósł motor. No tak... kit z motorem że taki brudny, ale ja wyglądam jak po wojnie xd cały od błota. Po paru minutach byliśmy na żwirowni. Zawiodłem się bo zamiast piachu ujrzałem samą wodę. Ze względu że nie miałem rękawków i kółka do pływania zrobiłem tylko małą rundkę po stabilnym gruncie :)
W drodze powrotnej czułem niedosyt. Czym był spowodowany? Hmm... pewnie małą pojemnośćią maszyny. Tym bardziej że mam przytarty cylinderek no i mocy czasem brakuje. W Boszkowie trzeba było znów się przedostać przez tą kałużę, ale nie było źle ;P. Podsumowywując. Bardzo podoba mi się jazda jesienią. Piękne kolory drzew, ładne krajobrazy. Jednak największym minusem jest wilgoć i liście na drodze. Łatwo wpaść w poślizg. Wystarczy bardziej uważać i nie wariować. :)
PS. Jak wróciłem do domu czekał na mnie obiad. Mmmm... Jednak przed jedzeniem musiałem się przebrać bo trochę brudny byłem ;D. Odpocząłem chwilę. No i trzeba było myć maszynę. 1,5h latałem wokół niej z wiadrem wody, karcherem, szmatą i szczotką.
A teraz skarb stoi na tarasie :)
pozdrawiam!
Archiwum
Kategorie
- Ekstremalnie (4)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (3)
- Turystyka (1)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)